Elastyczny wiek przechodzenia na emeryturę jest możliwy - twierdzi J. Fedak. Jej wysokość zależy bowiem od tego, ile uzbiera się w trakcie pracy, a nie od tego, ile ma się lat odchodząc na emeryturę. 

Źródło: www.fzz.org.pl (Autor: Jerzy Przybyszewski)

          Elastyczny wiek przechodzenia na emeryturę jest możliwy - twierdzi J. Fedak. Jej wysokość zależy bowiem od tego, ile uzbiera się w trakcie pracy, a nie od tego, ile ma się lat odchodząc na emeryturę. Jednak żeby wypracować sobie jakąś średnią emeryturę, trzeba będzie pracować do co najmniej do 64., a może nawet 67. roku życia...
Odnosząc się do koncepcji ministra w kancelarii premiera Michała Boniego, która zakłada, że aby otrzymać na emeryturze ok. 90 proc. swojego ostatniego wynagrodzenia, powinno się pracować do 67 roku życia (sic!), Fedak powiedziała, że "koncepcja ta prowadzi do podobnych rezultatów, jak te, które wynikałyby z powiązania prawa do emerytury z kwotami na nią uzbieranymi". Dodała jednak, że "nie można zgodzić się z wyliczeniami ministra Boniego, iż jeżeli ktoś przejdzie na emeryturę w wieku 67 lat, to otrzyma 90 proc. swojego ostatniego w wynagrodzenia". "To zależy od kwot zgromadzonych na koncie emerytalnym" - powiedziała. Tydzień temu minister Boni stwierdził, że "rok pracy więcej to jest emerytura prawie o 300 złotych więcej".
Fedak zaznaczyła, że w obecnym systemie emerytalnym nie ma wątpliwości, że ten, kto przepracował tylko np. 10 lat, będzie dostawał niewielkie świadczenie, nawet gdyby odszedł na emeryturę w wieku np. 67 lat. "Ale nie chodzi przecież o to, żeby ludzie pracowali do 100 lat, tylko żeby byli aktywni jak najdłużej z własnego wyboru. Mogą do tego skłaniać różne przesłanki, więc możliwe są tu różne rozwiązania" - powiedziała. Ale niestety więcej w polityce resortu jest chęci zmuszenia ludzi do pracy do 100 lat, niż uznawania ich własnego wyboru. Dużo więcej.
Minister pracy zaznaczyła, że dyskusja na temat reformy systemu emerytalnego trwa stale i "są jeszcze dwa lata żeby określić ostateczne zasady wypłaty emerytury z nowego systemu, bo dopiero wtedy stanie się on powszechny"."Kwestia powiązania praw do emerytury z uzbieranymi kwotami, a nie z wiekiem, to na razie tylko jedna z koncepcji. Nie ma żadnego projektu w tej sprawie. Rozpatrujemy różne rozwiązania" - powiedziała szefowa resortu pracy.
Wyjaśniła też, że niezależnie od przyjętego wariantu zmian w systemie, zawsze pozostanie prawo do emerytury minimalnej (obecnie 675 zł) dla osób, które osiągnęły wiek emerytalny, a nie zdołały odłożyć na choćby najniższe świadczenie.
Obecnie prawo do emerytury mają osoby, które ukończyły 60 lat (kobieta) albo 65 lat (mężczyzna). Składki na ubezpieczenie emerytalne przekazywane są do ZUS (12,2 proc. pensji) oraz do Otwartych Funduszy Emerytalnych (7,3 proc. pensji). Na emeryturze każdy otrzyma takie świadczenie, jakie sobie wypracował, plus ewentualne zyski z OFE. Emerytura minimalna przysługuje każdemu, kto nie wypracował sobie nawet najniższego świadczenia, ale przepracował i odprowadzał składki emerytalno-rentowe przez co najmniej 20 lat (kobieta) lub 25 lat (mężczyzna).
Sęk w tym, że jedni emeryci w wieku 67 lat są sprawni fizycznie, inni mniej. Przymuszanie restrykcjami finansowymi ludzi niezdolnych do pracy, li tylko w imię sukcesu ekonomicznego rządu, jest niehumanitarne. Dobrze byłoby też, żeby rządy skorelowały swoją politykę społeczną z dążeniami i pragnieniami ludzi. Inaczej mówiąc, żeby rząd zaczął ludzi traktować jak podmioty, nie przedmioty. Emeryt około 60-tki ma jeszcze siły na zrealizowanie zapowiadanych przez towarzystwa ubezpieczeniowe podróży do ciepłych krajów, za wypracowaną emeryturę... Dobiegający 70-tki może ją wydać najczęściej na leki. I nie porównujmy Polski do Niemiec. Przeciętny Niemiec zwiedza świat w ciągu lat pracy, bo mu to gwarantują godziwe zarobki, Polski emeryt liczy wciąż na przyzwoitą emeryturę za lata wyrzeczeń, pracy za grosze i wspierania swoją skromną pensją nędznych pensji swoich dzieci. Przedstawianie przez rząd emerytów w roli kłody u nogi gospodarki jest nieetyczne, żenujące, wręcz chamskie. Już ludy plemienne szanowały starców uznając, że zapracowali na opiekę. Inna sprawa, że nic, poza uznaniem bliskich, nie gwarantowało im tego statusu. Dzisiaj mają ustawy, ministerstwa, minister Fedak i ministra Boni. Tylko zazdrościć. 
Go to top